Wszystko co dobre szybko się kończy, wszystko przemija, nic nie jest stale. Tak tez minęły święta i cały ich urok. A były to z pewnością jedne z piękniejszych chwil. Święta spędziliśmy tradycyjnie w gronie rodzinnym. Uwielbiam atmosferę świąteczną, a przede wszystkim ten brak pospiechu. To korzystny czas na chwile zadumy, refleksji i wytchnienia. Okres pełen ciekawych spotkań i doznań. Takie tez były moje święta i końcówka roku 2011.
Zaraz po świętach ruszyliśmy na Mazury, do naszego ukochanego "Lipowego Siedliska" by w gronie przyjaciół odpocząć i wspólnie powitać nadchodzący Nowy Rok. Choć spędziliśmy tam zaledwie kilka dni to działo się wiele. Ach uśmiech pojawia się na twarzy gdy wracam wspomnieniami do tamtych jakże ulotnych momentów. Tam jakoś potrafię żyć i cieszyć się każdą nawet banalna chwila...Kocham tamtejsze poranki, nawet te z bólem głowy po długiej, nieprzespanej nocy, bo owych nie brakuje, zapach parzonej kawy unoszący się po naszej prostej ale jakże przytulnej kuchni, w tle grająca Troje, którą właśnie tam dla siebie odnalazłam i pokochałam. Uwielbiam popołudniowe spacery, wspólnie przygotowane i spożywane posiłki, które smakują jakby lepiej, intensywniej, i te niekończące się wieczory, bogate w zabawne, często do niczego zmierzające rozmowy i zwierzenia, dyskusje na temat sensu i bólu istnienia, nieuśpionego buntu, który tkwi w każdym z nas, śmieszne ale jakże rozkoszne opowieści o Panie Tadeuszu, o wielkiej, niespełnionej, romantycznej miłości, o tym co przeżyte, doświadczone i nadal niezapomniane.Tegoroczny sylwester to istne szaleństwo, biorąc pod uwagę fakt w jakich warunkach się odbył. Ale to nieistotne, najważniejsze, ze była dobra zabawa w gronie ludzi których lubię, którzy są mi bliscy. A teraz przetrwać byle do wiosny:)
Zaraz po świętach ruszyliśmy na Mazury, do naszego ukochanego "Lipowego Siedliska" by w gronie przyjaciół odpocząć i wspólnie powitać nadchodzący Nowy Rok. Choć spędziliśmy tam zaledwie kilka dni to działo się wiele. Ach uśmiech pojawia się na twarzy gdy wracam wspomnieniami do tamtych jakże ulotnych momentów. Tam jakoś potrafię żyć i cieszyć się każdą nawet banalna chwila...Kocham tamtejsze poranki, nawet te z bólem głowy po długiej, nieprzespanej nocy, bo owych nie brakuje, zapach parzonej kawy unoszący się po naszej prostej ale jakże przytulnej kuchni, w tle grająca Troje, którą właśnie tam dla siebie odnalazłam i pokochałam. Uwielbiam popołudniowe spacery, wspólnie przygotowane i spożywane posiłki, które smakują jakby lepiej, intensywniej, i te niekończące się wieczory, bogate w zabawne, często do niczego zmierzające rozmowy i zwierzenia, dyskusje na temat sensu i bólu istnienia, nieuśpionego buntu, który tkwi w każdym z nas, śmieszne ale jakże rozkoszne opowieści o Panie Tadeuszu, o wielkiej, niespełnionej, romantycznej miłości, o tym co przeżyte, doświadczone i nadal niezapomniane.Tegoroczny sylwester to istne szaleństwo, biorąc pod uwagę fakt w jakich warunkach się odbył. Ale to nieistotne, najważniejsze, ze była dobra zabawa w gronie ludzi których lubię, którzy są mi bliscy. A teraz przetrwać byle do wiosny:)
Ty tylko uciekasz do swojego siedliska, my podjęliśmy ten krok i całe życie dostosowaliśmy do tych wiejskich warunków czego i Tobie kiedyś życzę. Pozdrawiam z Warmii!
OdpowiedzUsuńWonne Wzgórze, podziwiam i zazdroszczę odwagi, ja również tego sobie życzę. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuń