czwartek, 9 grudnia 2010

Tablica "To Do" oraz ozdoby swiateczne

Jak widzicie zmieniłam zdjęcie mojego bloga, bo maki zaczęły mnie drażnić, jakoś tak nie pasowały do tej świątecznej atmosfery i szczerze mówiąc były zupełnie przypadkowo wybrane. Choć fotka pokoiku  nie ma  za wiele wspólnego z klimatem zimy i świąt, to na mój gust pasuje lepiej.

Juz nie mogę doczekać się świąt Bożego Narodzenia, wyjazdu do Polski, spotkania z rodzina i przyjaciółmi, a przede wszystkim wyjazdu na Mazury i oczywiście naszego Lipowego Siedliska. Zima na Mazurach jest równie urocza jak i lato. Zima więcej czasu spędzamy w domu, w  naszej kuchni. Kuchnia staje się centrum  Lipowego Siedliska, to w niej spędzamy większość czasu, grzejąc się przy piecu  kaflowym, pichcąc jakieś swojskie potrawy, popijając swojskie winko. Nasz mazurski domek choć malutki , potrafi gościć wiele nam bliskich ludzi. Swojego czasu na Sylwestra jeździliśmy do naszego siedliska spora ekipa, tak ok 10 osób, było zawsze wesoło. W tym roku odwiedza nas przyjaciele Marzenka z Kuba. Bedzie dobra zabawa. Znowu Sylwester w wiejskiej świetlicy, w gronie wspaniałych miejscowych, którzy z biegiem czasu stali się dobrymi przyjaciółmi. 
Juz nie mogę doczekać się dekorowania pokoików, umieszczania pierdol, które przez prawie pol roku powstały. Ach cudownie..... jeszcze tylko parę tygodni i już będę tam gdzie mi dobrze, tam gdzie najchętniej pozostałabym na zawsze. Poki co,  jest tu i teraz. Ciesze się ze mam bloga, taki swój świat, w którym poznaje wiele cudownych, kreatywnych kobiet od których czerpie wiele inspiracji i chęci wypróbowania czegoś nowego. To właśnie tu zrodziło się we mnie pragnienie szycia, haftowania i wiele innych robótek, na które bym się chyba bez tego bloga nie zdecydowała. Rozpisałam się bardzo, choć właściwie chciałam krotko o tym co u mnie ostatnio powstało. Parę dni temu skończyłam robić tablice pod tytułem: "TO DO". Jak już wiecie na Mazurach  nie mieszkamy na stale. Każdy wyjazd z naszego Lipowego Siedliska wiąże się z mnóstwem prac zabezpieczających dom przed zima i mrozem. A ze jest ich sporo i żadna z  czynności nie może zostać pominięta lub zapomniana, postanowiłam zrobić listę owych prac. W ten sposób powstała taka tablica.




 
"LIPOWE SIEDLISKO"
 Zanim opuścisz me skromne progi pamiętaj....
- Zakręć wodę w piwnicy
- Spuść wodę z rur w piwnicy
-Spuść wodę z bojlera
- itd.....
Przesuwając zaczepiony na sznurku koralik, zaznaczamy jakie czynności zostały już wykonane, a które nie.


Mam nadzieje ze moja praca nie pójdzie na marne i mój P. będzie z niej korzystał. W końcu sam udzielał się radami przy jej realizacji. Tablice powieszę prawdopodobnie w sieni.

W mojej ulubionej klamociarni  znalazłam fajny drewniany pojemniczek, pomalowałam go oczywiście na biało i ozdobiłam ornamentem z napisem Lipowe Siedlisko:

Przed:

 
Po:




Zrobiłam tez parę ozdób na choinkę:






Przyjemnego Piątku:):):)

wtorek, 30 listopada 2010

Zimowo Kroliczkowo

Tildomania nadal trwa, i chyba szybko mnie nie opuści. Wczoraj wieczorem zaczęłam szyć króliczka, dziś skończyłam i muszę się pochwalić rezultatem. Szycie idzie mi coraz lepiej, nitka zadziej się rwie i plącze, a co najważniejsze szycie sprawia mi coraz większą  przyjemność. Zrobiłam parę fotek, a ze nie mogę zdecydować się które pokazać,  prezentuje trochę więcej w rożnych odsłonach:







Jutro poszyje chyba trochę ozdób świątecznych. Jak dotąd nie musiałam się o tego typu dekoracje troszczyć bo zawsze święta spędzaliśmy w Polsce u rodziców i dopiero po świętach wyruszaliśmy na Mazury do naszego Lipowego Siedliska. Postanowiłam jednak, ze od tego roku  choinka i tam , w naszym Lipowym Siedlisku zagości na stale, tzn. w okresie świąt Bożego Narodzenia, zwłaszcza ze nie jesteśmy już sami tylko mamy nasza kochana Alunie i głównie z myślą o niej chce ten zwyczaj na stale wprowadzić. Jako dziecko kochałam ten klimat strojenia choinki i dekorowania całego domu. Wtedy cala rodzina jest jakoś bliżej, bardziej razem. Juz nie mogę doczekać się momentu, kiedy Alunia będzie na tyle duża, abyśmy mogły razem piec ciasteczka, robić dekoracje, przygotowania świąteczne. Choć teraz ma dopiero 16 miesięcy to i tak stara się mamie pomagać, często jednak z odwrotnym rezultatem:):):), no ale tak to już bywa, każdy wiek ma swoje prawa, a zabronić dziecku wszystkiego nie można. Czas leci szybko i ani się nie obejrzę ,a będę mieć porządną pomocnice, taka mam przynajmniej cicha nadzieje:):):)Pozdrawiam

niedziela, 28 listopada 2010

Zimowo aniolkowo

U nas zima zawitała, od paru dni leży śnieg co prawda jeszcze go nie za wiele, ale jest. Wczoraj byliśmy ze znajomymi w Dinkelsbühl na Weihnachtsmark takim jarmarku świątecznym. Miasteczko bardzo stare i niezwykle urocze. Sam Weihnachtsmarkt trochę mnie zawiódł, spodziewałam się czegoś bardziej ujmującego. Mimo wszystko było milo. Szczególnie interesowało mnie co ludzie sprzedają i za ile. Pewna pani sprzedawała własnoręcznie wykonane lalki, misie. Musze przyznać ze ceny mnie zaskoczyły. Mis ,który bardzo mi się spodobał , był uszyty z ładnej krateczki  kosztował 20 euro. W sumie to i możne nie wiele, bo prace ręcznie wykonane maja inna wartość jak fabrycznie to byłam zdziwiona. Tak sobie pomyślałam, ze jak z tym szyciem będzie mi lepiej szlo to możne i ja się skusze i za rok spróbuje moje prace na tego typu świątecznym jarmarku zaprezentować i sprzedać. Moja przyjaciółka od niedawana zajmuje się w wolnym czasie domowa produkcja mydła i właśnie dziś na naszym miejscowym świątecznym jarmarku sprzedaje swoje prace. Ciekawa jestem jak jej pójdzie. Wieczorkiem udam się na ten nasz adwentowy jarmark i zobaczę co i jak. To tak w skrócie co u mnie. Parę dni temu zrobiłam Aniołka śpiocha, który powędrował do Grzesia.








Za tydzień chcemy jechać do Heidelbergu, na tamtejszy Weihnachtsmarkt. O mieście tym wiele słyszałam i w końcu chce zobaczyć. Kocham stare, studenckie miasta, a Heidelberg właśnie do takich eis zalicza. Jak tylko tam dotrzemy porobię20 fotki.

Zycze milej adwentowej niedzieli:)

wtorek, 23 listopada 2010

Tildomania dopadla i mnie:)

Tak dałam się złapać, to chyba nałóg. Wszędzie na blogach widzę piękne Tildy. Jeszcze do niedawna nawet nie wiedziałam co kryje się pod ta nazwa. Widząc te cudowne aniołki, damy, zajączki,  nie mogłam się oprzeć pokusie posiadania tego typu ręcznie wykonanej laleczki. Niestety moja doświadczenie w szyciu na maszynie  jest znikome dlatego tez długo czekałam. Szyłam woreczki, serduszka, aż w końcu nie wytrzymałam i podjęłam próbę. To była walka....Zanim powstały moje dwie Tildy, upłynęło trochę czasu. Najwieksze problemy miałam z uszyciem ubranka, sukienki dla tej najmniejszej, bo rękawów nie potrafiłam wszyć. Przy okazji dziękuje kochanej Ivonn z http://niecodziennyzakatek.blogspot.com/, która podesłała mi pomoc,  w postaci rysunku, to był bardzo miły i pomocny gest.
Mimo ze szycie nie idzie mi jeszcze zbyt gładko, to na tych dwóch Tilduniach nie spocznę, będę szyła dalej. Teraz marzy mi się taka piękna, długonoga, elegancka panienka. Niestety nie mam szablonów.W necie juz szukałam i nic sensownego nie udało mi się znaleźć. Nawet w bibliotece patrzyłam . Owszem książki są,  ale niestety wszystkie wypożyczone, co mnie nie dziwi:). Moze któraś z was kochane dziewczyny wie, gdzie mogę nabyć tego typu szablony??? 
Ok,  u mnie to już wszystko. Zrobiłam jeszcze parę świątecznych ozdóbek, bo powoli to już czas. Musze zabrać się za prezenty, ale pass.....nie zdradzę co i jak bo, sami wiecie:)




 Zamiast tulipanów na parapecie zawitały świąteczne gadżety




Wieczorna pora




Zycze milej środy, u nas śnieg zapowiadają:)


środa, 3 listopada 2010

Nietypowa galeria

Na naszym poddaszu od dłuższego już czasu walały się nazbierane przeze mnie sklepowe, drewniane pudelka po owocach. Jedna z nich wykorzystałam  jako podstawę do Decoupage. Pozostała reszta leżała i czekała. Początkowo chciałam z nich zrobić szafkę na moje pierdoły ale jakoś brakowało mi weny, a lepiej powiedziawszy obawiałam się, ze konstrukcja z tego materiału nie będzie na tyle stabilna by mogła spełniać  swa funkcje. Pudelka te chciałam już wyrzucać, gdy nagle wpadłam na pomysł wykorzystania ich jako ramki do zdjęć. Pomysł zrealizowałam i oto efekty:














Pudelka pomalowałam białą, matowa farba akrylowa. Aby fotki się lepiej prezentowały, na dno przykleiłam czarny brystol i nakleiłam wybrane fotki A4, zrobione przez mojego P.  http://polowa.fmix.pl  Galeria, choć nietypowa podoba mi się bardzo, nawet mój P. był rezultatem pozytywnie zaskoczony. Po co płacić sporo kasy za ramki , skoro można zrobić je prawie za friko samemu. Galeria powędruje oczywiście do Lipowego Siedliska.

Pozdrawiam i życzę mielego czwartku:)

niedziela, 31 października 2010

Piekna pogoda i dobry nastroj

Czego można chcieć więcej???? ....Tak jest pięknie..., pogoda wyśmienita. Sprzyja bardzo, dlatego tez nie ma nas...., całymi dniami jesteśmy gdzieś....opuszczamy nasze cztery katy i spacerujemy. Wczoraj zrobiliśmy sobie małego grilla, tak tylko we trojkę, mój P. , nasza Alunia i ja. Bylo bardzo przyjemnie. Pojechaliśmy nad pobliskie jeziorko, fajne miejsce bo ludzi nie za wiele. A dookoła prześlicznie, kolorowo.

Czego można chcieć więcej...




"Mamy tylko siebie, Wielka mamy Moc..."




"Oprócz błękitnego nieba nic mi więcej nie potrzeba"









" Żaden dzień się nie powtórzy,nie ma dwóch tych samych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch tych samych spojrzeń w oczy"

Carpe Diem:):):)


 

środa, 27 października 2010

"Jesienna Rozpusta" : Gruszki w zalewie alkoholowej i inne cudenka



Parę dni temu zrobiłam gruszki w zalewie alkoholowej. Pomysł na te "Jesienna Rozpustę" zrodził się zupełnie przypadkowo, podczas jesiennego spaceru. Moja Alunia zaczyna już dreptać i wszystko co na swej drodze napotka jest bardzo ciekawe, godne uwagi i czasu. Leżące sobie gruszki na pewnej polanie były tego typu odkryciem. Alunia zbierała jedna po drugiej i podawała mamie. Zabawa bardzo się jej spodobała i tak w ten sposób miałam worek pełen gruszek.Gruszki na pierwszy rzut oka ładne i po skosztowaniu wydawały się być smaczne. Zawlokłam je do domu i postanowiłam zrobić taka jakby nalewkę gruszkowa. Dosyć długo szukałam odpowiedniego przepisu, choć w necie jest ich mnóstwo to jakoś mnie nie przekonywały. W końcu znalazłam mniej więcej to o co mi chodziło. Zamowilam spirytus z Polski i byłam gotowa do dzieła. Niestety nazbierane gruszki okazały się niezjadliwe, bo zbyt cierpkie i dzikie. Nie pozostało mi nic innego jak zakupić nowe, targowe i dokończyć to co w głowie się zrodziło. I tak oto powstała "Jesienna Rozpusta".  













Dla zainteresowanych podaje przepis: "Jesienna Rozkosz"- Gruszki w syropie alkoholowym

Składniki:
1 kg gruszek
500g cukru
sok z cytryny
200 ml wody
500 ml spirytusu 95%
250 ml czerwonego wina (ja dałam wytrawne)

Sposób wykonania:
Dojrzale gruszki umyć, obrać, usunąć gniazda nasienne. Pokroić w ćwiartki, położyć do wody, zakwaszonej sokiem z cytryny, aby nie ściemniały. Z cukru i wody ugotować syrop, osuwając tworzące się szumy. Włożyć do niego przygotowane gruszki i gotować na małym ogniu, aż staną się szkliste. Gruszki wyjąć, ostudzić, a syrop gotować dalej na małym ogniu, aż bardziej zgęstnieje. Ostudzić go, wymieszać ze spirytusem i czerwonym winem. Ostudzone gruszki rozłożyć do słoików i zalać syropem z alkoholem. Odstawić na minimum 6 tygodni.

Bardzo ciekawa jestem co z tego wyjdzie, mam nadzieje ze moje starania nie pójdą na marne.

Ozdobiłam również zakupione lustereczka w stylu Schabby Chic i przygotowałam drewno na wieszaki do naszej sieni. Wykorzystałam do tego tanie wszędzie dostępne sztachetki do płotu. Przy zakupie nie zauważyłam jedna,k ze nie są one symetryczne, no ale trudno, takie już pozostaną. Musze jeszcze zamontować haczyki ale te kupie w Polsce bo są dużo tańsze. Początkowo chciałam ozdobić je serwetkami do Decoupagu ale nie miałam już pasującego motywu. Aby przedmioty te nabrały nadziej indywidualnego charakteru wydrukowałam moje ulubione cytat, z którymi się utożsamiam.

"Nawet jeśli niebo zmęczy się swym błękitem, nigdy nie gaś światła nadziei"

"W życiu piękne są tylko chwile, dla tych chwil warto jednak żyć"
"Carpe Diem"

"Traume nicht dein Leben, lebe deinen Traum" 



















Szkoda tylko ze nie mogę pokazać wam tych rzeczy na swoim właściwym miejscu, w Naszym Lipowym Siedlisku, bo w końcu przede wszystkim z myślą o nim te małe cudeńka powstają:) Jak tylko je tam jakoś cudem przetransportuje, bo mój P. już się za głowę łapie i zastanawia jak ja to uczynię bo przecież ciężarówki nie mamy, a rupieci co raz więcej, to oczywiscie fotki porobie i pokarze.
Przyjemnego czwartku:)